The I-Land mówi na samym początku, że to symulacja. Kod kreskowy na muszli, przedmioty porozmieszczane w piachu w odstępie 39 kroków. "Tajemnicza wyspa" Verna. Już chyba dosadniej nie można dać widzowi znać o co chodzi.
To nie jest film typu Lost, to jest film typu a co jakby realia z Lost wykorzystać do resocjalizacji.
Czy zbrodniarz pozbawiony pamięci o swojej przyszłości był by w stanie stać sie kimś innym? To jest dobre i nie trywialne pytanie.
Pytania o to kim jesteśmy, a nie tanie doznania tajemniczości, żeby wciągnąć widza. Widz, też może zobaczyć człowieka w kimś kogo by uważał za zwyrodnialca.
Na dodatek serial był spójny, całość logiczna i przemyślana, nie było wymyślania nowych udziwnień z sezonu na sezon.
No i krótka inwestycja czasowa, a nie 6 sezonów.
Mnie się podobał.
Pomysł był dobry ale całość nie była logiczna. Dlaczego czarny byl w symulacji skoro nie był więźniem? Grupa ludzi budzi sie na plaży, nic nie pamięta i tylko główna bohaterka ma jakis instynkt przetrwania. Chce się dowiedzieć gdzie jest, dlaczego i jak sie wydostac a reszta? O fajnie plaża ocean to pewnie wakacje chodzmy sie wykąpać, poopalac i pozbierac muszelki na plazy... serio?? Jaki jest sens całej tej plaży dla więźniów? Nie wiadomo czy mają tam przetrwać, wydostać się czy znaleźć odkupienie. Pomysł dobry ale słabo wykonany.