Gdyby ten sam scenariusz sfilmować w dekoracjach Dzikiego Zachodu i zrezygnować z wątku wampirycznego, to wyszedłby klasyczny mdły western. Jeśli zrobić to samo, a dekoracje zmienić na futurystyczne miasto, odległą kolonię lub stację kosmiczną, to otrzymalibyśmy równie mdłe SF. Kosmetyczne zmiany w scenariuszu i kostiumy oraz scenografia z jakiejś bajkowej wersji średniowiecza i wyszłoby kupkowato ciepłe fantasy. Jeżeli większość scenariusza pozostawilibyśmy bez jakichkolwiek zmian, a jedynie usunęli motyw krwiopijcy, to otrzymalibyśmy leniwy dramat kryminalny z wątkiem rasowym. Jeśli zamiast cokolwiek ujmować lub przerabiać, dodalibyśmy jedynie kilka partii śpiewanych, to widowisko mogłoby uchodzić za jakąś formę musicalu, a gdyby Fallon i Edward byli adeptami sztuk walki, to można by tę historię przedstawić jako film akcji. Natomiast gdyby nie Guy Pearce w roli Reynoldsa, to w ogóle nie byłoby o czym mówić, bez względu na przyjętą konwencję.